wtorek, 17 czerwca 2008

Śmierć kliniczna

Cichutko tu ostatnio. Stronę odwiedza raptem kilkaset stałych czytelników, autor się opieprza i nie produkuje nic nowego, reprezentacja wraca do kraju, dziura ozonowa stale rośnie...

Redakcja usprawiedliwia brak nowej twórczości niedyspozycją czasową. Gdy tylko się wyśpi i zaliczy kilka przedmiotów, na pewno coś konstruktywnego napisze.

Pochwalę się tylko troszkę. Wszedłem w posiadanie amplitunera Unitra ZRK AT9100:

Zdjęcie pochodzi ze strony Unitra-Klub.

Wzmacniacz ma już kilkanaście lat i mnóstwo zarysowań (ten na zdjęciu jest w znacznie lepszej kondycji) ale nie ma nawet najmniejszego sensu porównywac jego brzmienia z "wieżami" oferowanymi w marketach. Wspaniałe, własnoręcznie przez rodzica zmontowane, trzydrożne kolumny doskonale oddają każdy dźwięk. Od delikatnego swingu rodem z lat sześćdziesiątych poprzez flażolety na basie w stylu Jaco Pastoriusa i wokal Elli Fitzgerald, aż po mocne, gitarowe riffy od Dream Theater. Kolumny, co prawda, wymagają poprawek, ale już jest nieźle. Jeżeli ktoś dysponuję takim sprzętem w domu, na strychu, w komórce, u babci to zachęcam do testów i lektury związanej z tym tematem bo warto poświęcić odrobinę czasu i pieniędzy. Solidna, polska produkcja.

Na koniec dodam, że już wkrótce nowe OpenSuSE - jedenastka. Czekam z niecierpliwością (i nawet wypasiony licznik wstawiłem :D ) i gorąco zachęcam do zapoznania się z zagadnieniem.

środa, 11 czerwca 2008

Drive Away Summer Session

Wczoraj odbyło się spotkanie przy piwie w składzie: Tomek, Leon i niżej podpisany.

Ciepły letni wieczór to znakomity czas na rozważanie życiowych zagadnień przy szklaneczce Żubra. Rzecz w tym, że na jednej się nie skończyło i zmuszony byłem przejść znacznie dłuższą trasę, by wrócić do domu z powodu ciągle powtarzających się problemów z utrzymaniem odpowiedniego kierunku marszu. Mimo tych trudności, dotarliśmy cało i zdrowo, konsumując (już tylko ja i Leon) po drodze znakomitą pizzę z papryką, salami, cebulą i ogromną ilością sera.

Problem pojawił się rano. Wyżłopałem chyba dwa litry wody, po czym z powrotem poszedłem spać. Faktyczna pobudka okazała się przystępna i wreszcie mogłem się cieszyć popołudniową perspektywą pójścia do pracy.

Piwo przypomniało o sobie wieczorem i tylko tabletka Paracetamolu uratowała mnie od zagłady. Morał z tej historii jest taki, że następne spotkanie z chłopakami będzie równie przyjemne i że zawsze trzeba mieć przy sobie tabletkę Paracetamolu. Nigdy nie wiesz, z kim przyjdzie Ci spędzić wieczór i jak bardzo życiowe tematy wzmogą pragnienie. Pozdrowienia dla towarzyszy w "syndromie dnia następnego".

czwartek, 5 czerwca 2008

Dzień z życia Agenta

Tego dnia wstał wcześnie. Wziął pobudzający prysznic, założył ubranie, zjadł lekki posiłek i zabrał się za wyznaczone zadania. Czas upływał nieubłaganie, równo o 15:00. zaczynał pracę.

Z domu wyszedł przed godziną 14:00. Korki w całym mieście i fatalna komunikacja potrafią poważnie pokrzyżować każdy misterny plan. Tym razem udało się dotrzeć na miejsce tylko z jedną przesiadką. Ogromny, pomarańczowy wieżowiec zobaczył już kilka przystanków wcześniej. Na miejscu okazało się, że winda nie działa. Westchnął i ruszył na XIII piętro. Na górze zastał potworny skwar. Rozregulowana klimatyzacja - już drugi tydzień. Westchnął, wyjął z plecaka lśniące słuchawki marki Philips, zalogował się i czekał na pierwszą rozmowę. Pani była uprzejma, pytała o ofertę. Opisał dostępne produkty i zaprosił do lektury informacji ze strony internetowej. Potem było różnie: kilka reklamacji, kompletnie zdezorientowani klienci, kolejne pytania o ofertę, standardowe dyspozycje.
Przyszedł czas na pierwszą przerwę. Już sięgał po paczkę papierosów ale przypomniał sobie o perspektywie pokonania trzynastu pięter klatką schodową - w biurze nie wolno było palić. Zastanowił się. Albo zostanę tutaj i będę odliczał minuty do końca przerwy gapiąc się bezmyślnie w monitor smażąc się przy tym niemiłosiernie, albo oddam się przyjemności skosztowania najwyższej klasy tytoniu, ukrytego w papierosach marki East, pomyślał.
Sprawdził, czy zapalniczka spoczywa w kieszeni.
- Kto idzie zapalić? - zapytał. Jeden z niewolników nałogu, który po trzech godzinach w końcu zszedł był na przerwę, zaproponował swoje towarzystwo. Oboje nie raz wspólnie oddawali się nałogowi ale jeszcze nigdy nie przyszło im się zmierzyć z setkami stopni.
Schodzenie poszło gładko. Już po kilku minutach papierosowy żar przyjemnie trzeszczał a dym wypełniał płuca. Rozmawiali, jak zwykle, o pracy i problemach z nią związanych, o klientach i życiu Call Center. Codziennie pojawiały się te same tematy, ale jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Odgasili niedopałki i zastanawiali się jak tu wejść z powrotem na górę.
- Windy już działają - usłyszeli przy wejściu od portiera i odetchnęli z ulgą.
- Bóg istnieje - powiedział nałogowiec - i naprawia windy.
Agent pomyślał, że to raczej sprawka mechanika ale nie zamierzał się dzielić tym wnioskiem z kolegą.
Potem niewiele się wydarzyło. Standardowe rozmowy, przerwa, papieros, szklanka zimnej coli z pobliskiego sklepu. Wieczorem ukrop w sali zelżał i dało się wytrzymać. Naprawa wind wyraźnie poprawiła wszystkim humor. Znów powróciły żarty, plotki, opowieści. Klienci też stali się jakby bardziej przyjaźni. Tylko gdyby trochę rzadziej dzwonili...
- Szlag mnie trafi! Dosyć mam już tego! Jeszcze chwila i naprawdę trafi mnie szlag! - powiedziała Zosia. - Tłumacze mu jak dziecku a on nie rozumie! Muszę wreszcie poszukać roboty...
Nikt nie zwrócił na to uwagi. Podobne słowa padały z jej ust co najmniej raz dziennie przez ostatnie pół roku, ale nikomu to nie przeszkadzało, Wszyscy lubili Zosię za jej sympatyczne usposobienie. Potrzebujesz porady, idź do Zosi - wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Była kobietą, która wiele w życiu przeszła i potrafiła ze swoich przygód wyciągać wnioski. Po kolejnym zwolnieniu z pracy (miała dwójkę dzieci i planowała następne) stała się teleoperatorem, a że tu nikomu zapędy macierzyńskie nie przeszkadzały, została.

O godzinie 23:00 rozmawiał jeszcze z ostatnim dzwoniącym, który miał problem z nawigacją na stronie www. Mimo, że skończył już pracę, był cierpliwy, uprzejmy. Równo o 23:04 zamknął wszystkie programy, wylogował się i zaczął szykować do wyjścia. Był zmęczony ale perspektywa powrotu do rodziny dodała mu sił. Zamówił taksówkę. Chciał jak najszybciej wrócić do domu, wiedział, że tam odpocznie i nacieszy się tym, co zostało z atmosfery tego dnia. W końcu była Wigilia a w taki dzień każdy ma prawo do odrobiny radości.