Tego dnia wstał wcześnie. Wziął pobudzający prysznic, założył ubranie, zjadł lekki posiłek i zabrał się za wyznaczone zadania. Czas upływał nieubłaganie, równo o 15:00. zaczynał pracę.
Z domu wyszedł przed godziną 14:00. Korki w całym mieście i fatalna komunikacja potrafią poważnie pokrzyżować każdy misterny plan. Tym razem udało się dotrzeć na miejsce tylko z jedną przesiadką. Ogromny, pomarańczowy wieżowiec zobaczył już kilka przystanków wcześniej. Na miejscu okazało się, że winda nie działa. Westchnął i ruszył na XIII piętro. Na górze zastał potworny skwar. Rozregulowana klimatyzacja - już drugi tydzień. Westchnął, wyjął z plecaka lśniące słuchawki marki Philips, zalogował się i czekał na pierwszą rozmowę. Pani była uprzejma, pytała o ofertę. Opisał dostępne produkty i zaprosił do lektury informacji ze strony internetowej. Potem było różnie: kilka reklamacji, kompletnie zdezorientowani klienci, kolejne pytania o ofertę, standardowe dyspozycje.
Przyszedł czas na pierwszą przerwę. Już sięgał po paczkę papierosów ale przypomniał sobie o perspektywie pokonania trzynastu pięter klatką schodową - w biurze nie wolno było palić. Zastanowił się. Albo zostanę tutaj i będę odliczał minuty do końca przerwy gapiąc się bezmyślnie w monitor smażąc się przy tym niemiłosiernie, albo oddam się przyjemności skosztowania najwyższej klasy tytoniu, ukrytego w papierosach marki East, pomyślał.
Sprawdził, czy zapalniczka spoczywa w kieszeni.
- Kto idzie zapalić? - zapytał. Jeden z niewolników nałogu, który po trzech godzinach w końcu zszedł był na przerwę, zaproponował swoje towarzystwo. Oboje nie raz wspólnie oddawali się nałogowi ale jeszcze nigdy nie przyszło im się zmierzyć z setkami stopni.
Schodzenie poszło gładko. Już po kilku minutach papierosowy żar przyjemnie trzeszczał a dym wypełniał płuca. Rozmawiali, jak zwykle, o pracy i problemach z nią związanych, o klientach i życiu Call Center. Codziennie pojawiały się te same tematy, ale jakoś nikomu to nie przeszkadzało.
Odgasili niedopałki i zastanawiali się jak tu wejść z powrotem na górę.
- Windy już działają - usłyszeli przy wejściu od portiera i odetchnęli z ulgą.
- Bóg istnieje - powiedział nałogowiec - i naprawia windy.
Agent pomyślał, że to raczej sprawka mechanika ale nie zamierzał się dzielić tym wnioskiem z kolegą.
Potem niewiele się wydarzyło. Standardowe rozmowy, przerwa, papieros, szklanka zimnej coli z pobliskiego sklepu. Wieczorem ukrop w sali zelżał i dało się wytrzymać. Naprawa wind wyraźnie poprawiła wszystkim humor. Znów powróciły żarty, plotki, opowieści. Klienci też stali się jakby bardziej przyjaźni. Tylko gdyby trochę rzadziej dzwonili...
- Szlag mnie trafi! Dosyć mam już tego! Jeszcze chwila i naprawdę trafi mnie szlag! - powiedziała Zosia. - Tłumacze mu jak dziecku a on nie rozumie! Muszę wreszcie poszukać roboty...
Nikt nie zwrócił na to uwagi. Podobne słowa padały z jej ust co najmniej raz dziennie przez ostatnie pół roku, ale nikomu to nie przeszkadzało, Wszyscy lubili Zosię za jej sympatyczne usposobienie. Potrzebujesz porady, idź do Zosi - wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Była kobietą, która wiele w życiu przeszła i potrafiła ze swoich przygód wyciągać wnioski. Po kolejnym zwolnieniu z pracy (miała dwójkę dzieci i planowała następne) stała się teleoperatorem, a że tu nikomu zapędy macierzyńskie nie przeszkadzały, została.
O godzinie 23:00 rozmawiał jeszcze z ostatnim dzwoniącym, który miał problem z nawigacją na stronie www. Mimo, że skończył już pracę, był cierpliwy, uprzejmy. Równo o 23:04 zamknął wszystkie programy, wylogował się i zaczął szykować do wyjścia. Był zmęczony ale perspektywa powrotu do rodziny dodała mu sił. Zamówił taksówkę. Chciał jak najszybciej wrócić do domu, wiedział, że tam odpocznie i nacieszy się tym, co zostało z atmosfery tego dnia. W końcu była Wigilia a w taki dzień każdy ma prawo do odrobiny radości.
1) Skąd wziąłes pomarańczowy wieżowiec?
OdpowiedzUsuń2) Piętro mi się nie zgadza
3) Nie znam Zosi
4) Skąd tam gdzie piętra stanowią problem nie ma pobliskiego sklepu, a tam gdzie sklep jest - można wejść piechotą bez zadyszki
5) Ale fikcja literacka urocza :)
5)Urocza i z puentą.
OdpowiedzUsuń4)czepiasz się szczegółów:)
3)Zosię znam - sklej kilka osób i też poznasz
2)znów czepiasz się szczegółów:)
1)pomarańczowa rewolucja była to czemu nie wieżowiec...
Jeżeli takie opowiastki powstają jak jesteś zmęczony to trzeba się postarać zebyś jak najczęściej był zmęczony:))
KK
Kto jak kto, ale ty, kasiukiel-m, powinnaś znać wartość fikcji literackiej.
OdpowiedzUsuńA ja uważam iż ta piękna i przepełniona cudownością opowieść o dniu, w którym ktoś idzie i widzi pomarańczowy wieżowiec to zdecydowanie jest coś nie tak z tym wieżowcem gdyż on jest różowy :):):):):):):):):):):):):):):):):):):)
OdpowiedzUsuńSpoko mi się podobało
całkiem niezłe zakończenie,
OdpowiedzUsuńszczere do bólu :)
Świetne, czekam na inne opowiadania :)
OdpowiedzUsuńRozważam przybliżenie przygód Zosi ale na razie priorytet ma uroczyskowa seria - już w przyszłym tygodniu! :)
OdpowiedzUsuńKurde... nie wiedziałem że masz taki talent literacki :P
OdpowiedzUsuńCzuję się zaszczuta. Oficjalnie ogłaszam, że mi się tez podobało. Nie wiedziałam tylko że to fikcja. Spodziewałam się reportażu. Zosię chętnie zapoznam.
OdpowiedzUsuńIdź, Dziecko i nie grzesz więcej...
OdpowiedzUsuńdobre:) Proszę o więcej!
OdpowiedzUsuń